(Percy)
Po tej jakże podnoszącej na duchu rozmowie z Thalią zaczeliśmy się przygotowywać do walki. Według łowczyń oddziały giganta dotrą do nas za około godzine. Miałem tylko Orkana, a Nico swój miecz ze styligijskiego żelaza. Łowczyń było około dwudziestu i jeszcze nas dwóch, niezbyt pokaźna armia ale musiała wystarczyć. Żałowałem że nie wziąłem pani O'leary mogłaby nam pomóc niestety nie pomyślałem o tym wcześniej (jak zwykle).
Po godzinie na horyzoncie można było już zobaczyć linie wroga, mnóstwo ziemistych, cyklopów, drakain, nieprzyjacielskich centaurów, piekielnych ogarów i wiele innych potworów których nie potrafiłem nazwać. Annabeth na pewno wiedziałaby jak się nazywają ja niestety jestem niedoedukowany. W środku oddziału kroczył sam gigant, miał wielgachne smocze nogi o srebrzystych łuskach i szarą skórę. Był uzbrojony w krótki (jak na miare gigantów) oszczep co nie specjalnie mnie ucieszyło.
- Odejdźcie herosi to sprawa pomiędzy mną a łowczyniami- zawołał
- Nigdy - odpowiedziała Nico
- Dobrze a więc zginiecie razem z nimi
Po tym pocieszaszającym stwierdzeniu potwory zaatakowały. Przez następny kwadrans ciąłem i dźgałem wśród świstu strzał. Nico walczył obok i wzywał zastępy umarłych. Bitwa toczyła się dalej, piekielne ogary skakały próbując chwycić kogoś zębami, drakainy nacierały, a arai atakowały z powietrza. Łowczynie wystrzelały większość z nich, ale klątwy dawały o sobie znać.
- Thalia! trzeba powstrzymać giganta - krzyknąłem
- Ale jak bez pomocy boga to się nie uda
- To wezwij Artemide
- Ok odciągnij jego uwage
Tak więc ruszyłem na giganta, obracając w pył wszystkie potwory jakie mi staneły na drodze. Kiedy gigant mnie zobaczył wybuchnął śmiechem.
- Nie szkoda ci życia herosku nie pokonasz mnie a ja cie zabije.
- Może
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz